Wednesday, 28 October 2015
Dawno temu w lecie... Festiwal w Gandawie
Zdałam sobie sprawę, że mój pobyt w kraju frytek i czekolady dobiega końca, a ja nie opublikowałam jeszcze z niego żadnego zdjęcia! (na pewno robiłam ich mniej niż w Australii, no ale!).
Z chęcią wracam do zdjęć z Gent (po polsku - Gandawy), które zwiedziłam w połowie lipca w porze festiwalu. Miasteczko jest śliczne, jestem ciekawa, jak wygląda bez tłumu ludzi na ulicach. Może uda się tam wrócić przed wyjazdem? :)
Gent jest moim faworytem w rankingu miast w Belgii (ranking krótki, ale Antwerpia dzielnie walczyła!), szczerze polecam Wam spacer malowniczymi uliczkami.
Thursday, 15 October 2015
Zwiedzając Tasmanię - dzień 4
Czwarty dzień wycieczki po Tasmanii był wypełniony słońcem (choć nie z rana, jak możecie zobaczyć na pierwszym zdjęciu), serami i lodami na lokalnej farmie, a także pięknymi widoczkami, lecz różnymi od tych na wschodnim wybrzeżu. Niesamowita Bay of Fire przypomniała mi plaże widziane w Wilsons Prom w Victorii, ale znajome krajobrazy w tym wypadku były jak najmilej widziane. Ostatnią noc w trakcie wycieczki spędziliśmy w Bicherno, dosyć turystycznej (jak na standardy tasmańskie) miejscowości, gdzie wieczorem można było obejrzeć z bliska marsz pingwinów do legowisk (czy mówiłam już, że to moje ukochane zwierzątka australijskie?). To niesamowite wrażenie, gdy siedząc na zimnym kamieniu, kilka metrów od ciebie człapią te słodkie istoty.
Przedostatni dzień wycieczki zakończył się punktem totalnie poza programem i gdyby nie zamiłowanie do fotografii kilku osób, nie miałabym nawet pojęcia, że to zjawisko akurat będzie miało miejsce w tym czasie - mówię o zorzy (a naukowo rzecz biorąc poświacie niebieskiej, ale pozwolę sobie na chwilową ignorancję, by osiągnąć efekt "wow" u czytelników :))- udało mi się ją uwiecznić na ostatnim zdjęciu. Solennie dziękuję pasjonatom fotografii, którzy pomogli mi ustawić moją lustrzankę, by cokolwiek było na zdjęciu widać. I mojemu Iphonowi, który sprawił się jako pseudo-statyw :)
Przedostatni dzień wycieczki zakończył się punktem totalnie poza programem i gdyby nie zamiłowanie do fotografii kilku osób, nie miałabym nawet pojęcia, że to zjawisko akurat będzie miało miejsce w tym czasie - mówię o zorzy (a naukowo rzecz biorąc poświacie niebieskiej, ale pozwolę sobie na chwilową ignorancję, by osiągnąć efekt "wow" u czytelników :))- udało mi się ją uwiecznić na ostatnim zdjęciu. Solennie dziękuję pasjonatom fotografii, którzy pomogli mi ustawić moją lustrzankę, by cokolwiek było na zdjęciu widać. I mojemu Iphonowi, który sprawił się jako pseudo-statyw :)
Subscribe to:
Posts (Atom)