Te podwójnie wypiekane ciasteczka kojarzą mi się z wakacjami w Stanach. W rezydencji, w której pracowałam, kucharka robiła je dość często i zazdrośnie strzegła przepisu, ale chyba byłam godna zaufania, bo na koniec mojego pobytu podzieliła się nim ze mną :) Gdybym tylko go sobie wtedy gdzieś zapisała... Ech...
Mało który przepis z internetu zawiera masło, a pamiętam, że w tamtym przepisie na pewno było! Chemikiem jestem i nic, co wymaga eksperymentów, nie jest mi obce, tak więc, starając się zachować zdrowe proporcje między składnikami, upiekłam takież oto moje biscotti. Efekt przepyszny, choć bardzo kruchy, chyba trochę za bardzo zaszalałam z masłem :)
Składniki:
150 g masła
70 g brązowego cukru
350 g mąki
4 jajka
łyżeczka proszku do pieczenia
100 g suszonej żurawiny
100 g migdałów
100 g mlecznej czekolady
Powinnam ubić miękkie masło z jajkami. Mój wolnostojący mikser był jednak gdzieś daleko w kącie, a małego podręcznego jeszcze się nie dorobiłam, więc po prostu rozrobiłam je trochę razem szpatułką.
W skrócie: ubijamy masło z jajkami :)
Dodajemy mąkę, cukier, proszek i ręką wyrabiamy lepkie ciasto.
Przygotowujemy dodatki: siekamy czekoladę i migdały. Dodatki można dowolnie zmienić!
Dodajemy je do ciasta, które dokładnie wyrabiamy ręką. (zdjęcia brak, bo nie chciałam jeszcze bardziej zapaskudzić sobie aparatu :))
Pieczemy w 180 stopniach przez ok. 30-40 minut. Wałeczki na zdjęciu okazały się jeszcze surowe po przekrojeniu, więc dopiekałam je do złotego koloru przez kolejne kilknaście minut.
Gotowe biscotti kroimy w plastry, układamy na blasze i podpiekamy przez 5-10 minut w 160 stopniach z każdej strony. Moje może za bardzo się zarumieniły, ale nie zmienia to faktu, że znikają w zastraszającym tempie :)
No to kiedy pieczecie biscotti? :)
O tych ciastkach dowiedziałam się z kanału kulinarnego, nagrałam przepis i wyszły.... matko, smakowały jak niebo! Były z orzechami, migdałami i skórką z cytryny, MEGA CHRUPIĄCE! A końcówki zanurzone w białej czekoladzie.... No i na koniec trochę musu malinowego. Dużo tego, ale aww... Mogę się pokroić za takie rzeczy raz na jakiś czas. Uwielbiam włoskie desery! <3
ReplyDelete