Wyszliśmy dzisiaj na miasto i miałam ambitny plan porobić kilka zdjęć Bordeaux nocą - w końcu do tej pory na blogu nie pokazałam jeszcze ani skrawka miasta, w którym żyję już drugi rok. Ale akurat tego wieczoru miasto, pogoda, klimat, zwał jak zwał, musiało mi przypomnieć dlaczego tak bardzo go nie lubiłam w zeszłym roku.
Bordeaux szczyci się klimatem iście angielskim - w bezchmurny, słoneczny dzień trzeba się mieć na baczności - nigdy nie wiesz, kiedy spadnie deszcz. Parasolka to obok kluczy i portfela must-have w w torebce.
W zeszłym roku od połowy września do połowy marca padało codziennie. Tak! Dzień w dzień! Deszcz ma swój plus, mieszkańcy nagminnie nie sprzątają po swoich pupilach i dzięki takiej pogodzie chodnik czyści się częściowo sam, ale więcej pozytywów nie jestem w stanie znaleźć.
Tak więc zostawiam Was z kilkoma fotkami, które udało mi się cyknąć przed masową ulewą. I mam nadzieję, że przestanie padać.
Nie brzmi to zachęcająco, a ja właśnie w grudniu wybieram się na parę dni do Bordeaux. Co prawda bardziej zawodowo, niż turystycznie, ale myślałam że uda się z tego zrobić jakieś urocze, ciepłe wakacje w środku polskiej zimy ;) Z tego co piszesz to widzę, że mogę się srodze rozczarować :P
ReplyDeletePrzyznam, że czuję się przez tutejszy klimat oszukana, gdy się przeprowadzałam to myślałam: "Bordeaux=południe Francji", więc c'mon, powinno być ładnie przez cały rok. Na typową zimę raczej nie trafisz, ale nie zapomnij o parasolce! :)
DeleteA ja parasolki ze soba nie nosze, choc mieszkam w Anglii od 6 lat! A niech pada! :)
ReplyDeletewww.allnnothing.com