W listopadzie było kilka ciast, jedna wycieczka i dwa koty pod opieką.
Gaston to przemiły kot, który najpierw się chował pod szafkę i reagował paniką na każdy dźwięk, ale dzięki cierpliwemu głaskaniu mruczy teraz u mojego boku. Żaden pluszak nie ma tak świetnego futerka jak on :) Mam nadzieję, że jeszcze przed świętami uda mu się znaleźć rodzinę!
Wycieczka do St Emilion to jedyny moment w listopadzie, gdzie z własnej woli ruszyłam się poza Bordeaux. Cóż, lubię siedzieć w domu, ale już niedługo czekają mnie duuuuuże podróże, więc próbuję nasiedzieć się na zapas :)
To canelés, na blogu możecie już znaleźć dwa przepisy na te regionalne babeczki, zawsze zadziwia mnie jak to się dzieje, że jedna może kosztować aż 2 euro. To tylko mleko, jajka, cukier i mąka! I do tego domowe są o wiele lepsze!
I czy moje aż tak bardzo wyglądem odbiegają od oryginału? :)
Dyniowa historia, czyli co zrobić z półtora kg dyni epizod 2 (na pewno nie ostatni!).
Co roku obiecuję sobie, że w końcu zrobię zdjęcia złotym czubkom drzew i liściom z nich opadającym i jak co roku myślę "w kolejnym roku". Ale weź tu aparat i idź na ten deszcz...
Obiecuję za to, że w grudniu dokładnie obfotografuję dekoracje świąteczne w Bordeaux! :) Trzymajcie kciuki, żeby nie padało!
No comments:
Post a Comment