Showing posts with label art de vivre. Show all posts
Showing posts with label art de vivre. Show all posts

Saturday, 3 September 2016

Moje lato w skrócie!/ My summer in a nutshell!


Płaszcz przeciwdeszczowy Le Petit Bateau, to najlepszy prezent, jaki można sobie sprawić przed wyjazdem do Anglii!
A petit bateau raincoat is one of best gifts you can make to yourself before going to England!
Początek września zawsze kojarzył mi się z nowym początkiem, lepszym czasem na postanowienia i zapisywanie się na kursy i zajęcia, o wiele bardziej niż Nowy Rok. Kupowałam nowe długopisy i pisaki (nawet na studiach!), świeże kartki i zeszyty, wszystko było uporządkowane, można było obiecywać sobie, że "w tym roku, to nie odkładam nauki na ostatnią chwilę!". Ha! Porządek kończył się w okolicach października, ale i tak lubię ten czas. Jednakże po raz drugi z rzędu, początek września wcale nie oznacza dla mnie czegoś nowego. W zeszłym roku byłam w środku jednego stażu, w tym roku zostały mi jeszcze dwa tygodnie ostatniego nim będę mogła poszczycić się dyplomem magistra-inżyniera z chemii i fizyki.
 Stwierdziłam, że pokażę Wam, jak aktywnie spędzałam moje weekendy w Oksfordzie i poza nim. Niektórych z miejsc jeszcze nie pokazywałam na blogu, niektóre były już na moim Instagramie, a niektóre to nieodkryte perełki! Zapraszam!

A beginning of September always seemed to me a new beginning, a better time to make resolutions and to sign up for courses and extra activities than the New Year. I was buying new pens and markers (even during my studies!), fresh sheets of papers and notebooks, everything was tidy and I was able to promise myself "this year, you study regulary and not cram just before the exams!". Ha! The tidiness was over around October but I still like this time of the year very much. However, for the second year in a row, the beginning of September is hardly a beginning of something new. Last year, I was in a middle of my internship, this year I am finishing my master thesis project to obtain my diplomma in Chemistry and Physics.
 I decided to show you how actively I was spending my weekends in Oxford and not in Oxford. Some of places haven't been shown on my blog yet, some of the pics have been already on my Instagram and some of them are a hidden treasures! Enjoy!



Oxford life
Podziwiam wieś podczas jazdy na rowerze/ Enjoying the countryside during a bike trip

Iffley Lock

Towarzyszki dłuższych biegów / The companions during longer runs


Okruszki proszę!/Bread crumbs, please!


Na Cornmarket street zawsze się coś dzieje!/ There is always something going on on Cornmarket street!

Mój projekt na Uniwesytcie Oksfordzkim - baterie słoneczne na bazie perowskitów/
My project at University of Oxford - perovskite solar cells
Zawsze chciałam spróbować zrobić lody z pomocą ciekłego azotu. Nasze laboratorium było przez jakiś czas zamknięte, nuda potworna, więc skorzystałyśmy z okazji - były lody kokosowe i sojowe ;)/
 I've always wanted to make ice-cream with liquid nitrogen. Our lab was shut down for some time, we were bored so we took this opportunity - we made dairy-free coconut and soy ice-cream ;)


W Instytucie Matematyki mają świetną stołówkę, gdzie serwują super dobre śniadania. Byłam już cztery razy ;) Tutaj moja bezmięsna wersja angielskiego śniadania. Wszystko za 4 funty!/  There is a great canteen in Math Institute and they serve awesome breakfasts. I've been there four times ;) Here a meat-free version on English breakfast - everything for 4 quids!

Wakacje w Polsce/ Holiday in Poland


W to lato zostaliśmy z moją Ciemną Stroną Mocy zaproszeni na wesele jego znajomych. Tak jak w zeszłym roku zrobiliśmy sobie kilka zdjęć w fotobudce;)/
We were invited for a wedding of My Dark Side's friends this summer. As last year, we took a few pictures in the wedding photo booth. ;)
Resztę krótkiego pobytu w Polsce spędziliśmy w moim rodzinnym Opolu. Chciałam pokazać mojemu lubemu uroki Opolszczyzny, więc pojechaliśmy do zamku w Mosznej, jakieś 30 min jazdy od Opola./
The rest of a short stay I spent in Opole, my hometown. I wanted to show my BF all nice places around so we went to Moszna Castle which is around 30 min away from my city.

Pamiętam, że pierwszy raz byłam w Mosznej, gdy miałam 6 lat. Ten kościotrup wciąż tam stoi ;)/ I was in Moszna for the first time when I was 6 years old. The skeleton is still there! :)
Dinopark w Krasiejowie jest drugim miejscem, które warto zwiedzieć podczas wizyty na Opolszczyźnie. Miejsce bardzo edukacyjne i ładnie skonstruowane. /
A dinopark in Krasiejow is the second very interesting place to visit while in Opole region. Very educational and nicely constructed.
Krasiejów


Odkryłam, że w Opolu mamy aż trzy wege restauracje, więc postanowiłam zobaczyć, co serwują. Udało się zaliczyć dwie. Obydwie świetne! Tutaj bóburger w BestSelerze ;) /
To my suprise, we have 3 vege restaurants in my hometown, so I wanted to check them out. We managed to eat in 2 of them. Both amazing! Here a broad bean burger in BestSeler! (Seler means celery in Polish so it's a smart name)

Podróże po Anglii/ Travelling around England
Bath
Cornwall

Cornwall
Cornwall
Brighton
London Eye
Bristol

Banksy in Bristol

Warwick

Bath

Beza w Bath/ a meringue in Bath

Owieczka przy Blenheim Palace/ A sheep next to Blenheim Palace

Blenheim Palace

Kornwalia - zamek króla Artura/ Cornwall - King Arthur's Castle

Bristol
Bristol

Warwick

Warwick
Popołudniowa herbatka w Warwick. To chyba największy scone, jakiego zjadłam w życiu!/ Tea time in Warwick. That was the hughest scone I've ever got!

Monday, 10 November 2014

St Emilion - w zagłębiu wina


W ten weekend w końcu ruszyłam się z kanapy i pojechałam pod Bordeaux, do małego, uroczego miasteczka słynącego z wina i winorośli.(powiedziałabym, że jest "pittoresque", ale ostatnio koleżanka oświeciła mnie, że ten przymiotnik ma negatywny wydźwięk. Pozostańmy więc przy polskim i swojskim słowie "malowniczy". Btw. uwielbiam zdania w nawiasach dłuższe niż te poza nawiasami :)).
 Stacja jest w szczerym polu i najlepiej zawczasu pomyśleć o bilecie powrotnym, ale dwadzieścia minut marszu mija szybko, zwłaszcza, że widoki są takie, jak poniżej:





W mieście sklepiki z winami stoją jeden obok drugiego i większość z nich proponuje darmową degustację (oczywiście głupio potem nic nie kupić...). Trzeba uważać, by nie skończyć na na czterech łapach, choć to może łatwiejsza pozycja do wchodzenia pod górę po tych wszystkich stromych uliczkach.





Kiedyś piwnice pod miasteczkiem były połączone wspólnymi tunelami, ale pod wpływem rywalizacji i kradzieży wina oddzielono je od siebie.


Piwnica od środka:


A dla tych, którzy nie lubią wina, przewidziano też kilka zabytków (do przejścia w godzinę w miarę szybkim, sportowym krokiem, w półtora jeśli chcemy wdrapać się na wieżę). Tutaj np. katedra wykuta w skale:


Wieża, z której rozciąga się piękny widok na St Emilion (w programie przepychanie się po wąskich schodach z Anglikami).


Ile można wydać na butelkę wina? :)



Friday, 8 August 2014

Degustacja wina w Medoc


Bordeaux i okolice winami stoją, niestety z przykrością stwierdzam, że nie przepadam za francuskim winem. Nie tracę jednak nadziei, bo pamiętam, jak bardzo nie lubiłam kozich serów, a teraz czasem na szkolnej stołówce na deser biorę ser :) Może kiedyś mój język w końcu poczuje te słynne nuty wanili, pieprzu, owoców i cholera wie czego jeszcze zamiast kwasoty, goryczy i procentów. Metoda jest tylko jedna - regularna degustacja i wyczulanie receptorów smakowych!


Jak poprawnie degustować wino?
Chwytamy kieliszek za nóżkę (by rękami nie ogrzewać wina). Przyglądamy się kolorowi trunku, najlepiej na białym tle. Im starsze wino, tym ciemniejszy kolor. Następnie wąchamy wino bez poruszania kieliszkiem, by wyczuć pierwsze nuty zapachowe. Potem kręcimy kieliszkiem, by trochę tlenu dostało się do środka i wyczuwamy drugie nuty zapachowe. W końcu degustujemy i ewentualnie wypluwamy do przeznaczonych do tego pojemników.


Medoc to dobrze znany miłośnikom wina region położony niedaleko Bordeaux.
Program półdniowej wycieczki po Medoc przewidywał zwiedzanie i degustację w dwóch winnicach. Pierwszą było urocze Chateau Lascombes, produkujące dwa typy wina: Chevalier de Lascombes i bardziej ekskluzywne Chateau Lascombes.


Winogrona zbiera ręcznie około 100 osób. Niestety, reszta procesu produkcji nie została wyjaśniona, choć wątpię, aby ktoś dreptał po owocach, wszystko jest raczej zautomatyzowane :)
Po fermentacji wino dojrzewa w beczkach z francuskiego dębu przez 18 miesięcy (jeśli beczka używana jest po raz pierwszy) lub przez 16 miesięcy (jeśli użyto jej po raz drugi, potem winnica sprzedaje beczki wytwórcom whisky czy koniaku).


Mieliśmy okazję skosztować Chevalier de Lascombes rocznik 2008 i Chateau Lascombes 2007. Szczerze mówiąc nie doceniłam ich walorów smakowych, choć to drugie, droższe, było nieco lepsze od pierwszego.


Drugą zwiedzaną winnicą było Chateau Saint Ahon. Niestety, tam obrazki mniej atrakcyjne, produkcja bardziej zmechanizowana, za to wino o wiele tańsze.


Droższe wino, Chateau Saint Ahon, przez miesiąc dojrzewa w beczkach. Tańsze, Colbert Cannet, w ogóle nie trafia do beczek.


Próbowaliśmy obu i werdykt był niestety "nie"i "nie". Powinnam jednak częściej degustować czerwone wina, może wtedy w końcu nauczę się czuć bukiet, nuty zapachowe etc.
 Ech, może kupując wytrawne wino raz w tygodniu, nauczę się doceniać ich smak...