Showing posts with label Dania. Show all posts
Showing posts with label Dania. Show all posts

Wednesday, 30 July 2014

Duński misz-masz


Jest kilka zdjęć z Danii, które chciałabym wrzucić, ale nie ma na tyle materiału, by robić osobnego posta, tak więc wszystko razem :) Tak więc ostatnia seria zdjęć z kraju klocków Lego!

Pani z Okrągłej Wieży

W drodze do syrenki



W Danii, w noc świętojańską pali się czarownice. Ale średniowiecze.
Z tej okazji w różnych punktach miasta były organizowane koncerty i zabawy. Aha, picie piwa na ulicy jest w Danii dozwolone, a nawet, jak to powiedziała recepcjonistka w hostelu, "wskazane" :)
Bajecznie w Louisiana Museum of Modern Art

Katedra w Roskilde (byłabym kilka dni później, a załapałabym się na festiwal!)
Adam i Ewa
Kronborg <3
I na zakończenie: syrenka.

Saturday, 26 July 2014

Zamki i pałace w Danii


Staram się powoli kończyć cykl wpisów o Danii, bo pamięć mi szwankuje i muszę sięgać do broszurek, aby przypomnieć sobie nazwy niektórych miejsc :( A mam jeszcze tyle zdjęć!

 Duńczycy są dumni z monarchii i większość nie wyobraża sobie innego systemu. Nie dziwię im się, królowa Małgorzata II wydaje się dostojną, ale sympatyczną kobietą (w przeciwieństwie do królowej Anglii zawsze ma takie ciepłe spojrzenie na zdjęciach), jest wszechstronnie wykształcona, włada kilkoma językami i na pewno reprezentuje kraj godniej niż niektórzy prezydenci! Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że jej małżonek, książę Filip pochodzi z miasteczka, gdzie aktualnie studiuję (Talence, obok Bordeaux).
 Duńska rodzina królewska posiada kilkanaście zamków, dwa z nich już przedstawiłam (Kronborg czy Christiansborg), kilka innych, które udało mi się zobaczyć, prezentuję tutaj :)




Zamek Rosenborg skrywa w sobie mroczne wnętrza i niesamowite skarby. Wnętrza niezbyt mi się podobały (wszędzie napaćkane i udekorowane, gdzie ten skandynawski minimalizm?!), za to biżuteria królewska godna pozazdroszczenia!

Dobrze byście się czuli w takim miejscu w ciemny, zimny wieczór? Ja nie.

Chcę taką broszkę!


W skarbcu podsłuchiwałam mówiącego po angielsku przewodnika, który opisywał te wszystkie cuda, ale nic sobie nie zapisałam i pamiętam jedynie, że królowa nie może wyjeżdżać z tymi błyskotkami poza granice kraju. Oprócz tego było dużo karatach, diamentach i wadze tychże skarbów.



Po nacieszeniu oczu skarbami, o których możemy jedynie pomarzyć, można zejść na ziemię i przejść się po królewskich ogrodach. Lub nie schodzić, poprzypominać sobie niektóre bajki i zobaczyć pomnik Andersena. :)

Jeśli chcemy zobaczyć bardziej aktualne wnętrza, należy wybrać się do Amalienborg, gdzie aktualnie mieszka rodzina królewska. Jeden z budynków, mieszkanie rodziców królowej Małgorzaty, jest przeznaczony do zwiedzania, a na głównym placu możemy obserwować zmianę warty i niewzruszone spojrzenie gwardzistów.



I na koniec prawdziwa perełka, zamek, do którego wstąpiłam "bo wypadało" w drodze do Helsingoru, a którego ogrody i przesympatyczna obsługa niezmiernie mnie oczarowały - Frederiksborg w Hillerod. Po jeziorku kursuje mały stateczek, którym warto wrócić na drugi brzeg, by móc zobaczyć zamek w pełnej krasie.






sielsko & anielsko


Och, już tak bardzo chciałabym tam wrócić!

Sunday, 20 July 2014

Muzea w Kopenhadze

Ny Carlsberg Glyptotek czyli muzeum sztuki z oranżerią w środku!

Po trzech dniach spędzonych na łonie natury, w upale, bez internetu, za to z mnóstwem małych bzyczących przyjaciół nad uchem, dobrze jest wrócić do wspomnień z letniej, czasem wręcz chłodnej Kopenhagi.

Wstęp do National Museet jest bezpłatny (nawet bez karty kopenhaskiej), a zdecydowanie warto obejrzeć, jakie narody zamieszkiwały i najeżdżały kiedyś duńskie tereny.

hehehe


Pasjonatom ciekawych wnętrz i Ikei polecam muzeum designu :)

'



Po wyprawie do Roskilde, która zaczęła się od pomylenia pociągu i dojechania na drugi koniec Zelandii, byłam tak zmęczona, że zmusiłam się, aby zajrzeć do Ny Carlsberg Glyptotek, muzeum sztuki założonego przez pana od słynnego piwa.
  Dobrze, że tam poszłam, nie mogłam oderwać oczu od niektórych rzeźb! Jakoś lepiej się je tu doceniało niż np. w Luwrze, gdzie przez ilość dzieł przestaje się im przyglądać, a jedynie zalicza wzrokiem.



Oprócz rzeźb w kolekcji znajdują się także obrazy Moneta czy znielubionego przeze mnie po lekturze "Raju utraconego" Llosy Paula Gauguin :)


Przyznam, że do muzeum geologii zostałam zaciągnięta trochę wbrew mojej woli i do tego złapała nas tam burza, więc obejrzałam tam eksponaty po trzy razy.. Kamienie, kamienie, kamienie...


Najoryginalniejszy "eksponat" w muzeum geologicznym

Karta kopenhaska skończyła mi się w środku dnia, więc już z oszczędności wybrałam potem bezpłatne muzea.

Muzeum Poczty i Telewizji jest świetną atrakcją dla dzieci, ale i dorośli mogą się trochę pobawić w radio czy odgadywanie dzwonków od telefonów :)


Ostatnim odwiedzonym przeze mnie muzeum było Muzeum Morskie. Też nie do końca moja bajka, ale gdy ktoś ma trochę wolnego czasu, to czemu nie? :)

Uff, to była porcja muzeów na dobre kilka miesięcy :)


Tuesday, 8 July 2014

łasuchem być

Najurokliwsza kawiarenka w jakiej byłam.

Mimo że na ogół staram się pilnować mojej diety, wyjazdy zapamiętuję również przez pryzmat tego, co zjadłam (i uwieczniłam na zdjęciu :) ). Lubię sobie potem obejrzeć takie zdjęcie i przypomnieć, jak coś smakowało.


Tarta z rabarbarem zjedzona w kawiarni Muzeum Narodowego. Smaczna, aczkolwiek drewnianym sztućcom mówię zdecydowane "Nie!".





Jakieś kilka godzin maszerowania później stwierdziłam, że przydałoby się coś "wrzucić na ruszt". Weszłam do przeuroczej kawiarenki (foto też na górze posta) i zamówiłam coś, co nie zrujnowałoby mojego budżetu - kanapkę i ciastko.














Gdybym tylko nie była takim wstydziochem, porobiłabym więcej zdjęć kawiarni, bo miała niesamowity klimat!













Kolejnego dnia pora na przerwę przypadła w Duńskim Centrum Architektury (niestety, wystawa w remoncie). Siedzenie nad ciastkiem pistacjowym i caffe latte i obserwowanie kanału przez panoramiczne okno podczas gdy na dworze padał deszcz było zdecydowanie przyjemne!
























Po długim dniu w zamku Hamleta miałam w planie spróbować trochę duńskiej kuchni, wybrałam bufet w Luiziana Museum of Modern Art.


Niestety, nie zapisałam sobie dokładnie co jadłam, myśląc, że znajdę to w internecie, ale menu na ich stronie zmienia się co tydzień :( Z pamięci - zupa z ogórków z oliwą cytrynową, na przystawkę jakaś ryba z sałatką i duński chleb, na główne przepyszna, wolno gotowana wołowina z glazurowanymi marchewkami i pieczonymi ziemniakami, do tego trzy sałatki (sałata z morelami, rzodkiewka i kalafior i pomidory tak słodkie, że myślałam, że jem arbuza :)). A na deser mus malinowy z bitą śmietaną. Wypisałam tak dokładnie, żeby nie zapomnieć tych pyszności. Ale, mój Boże, ślinię się teraz do ekranu!

Po dwóch dniach bez słodyczy postanowiłam, że pora to nadrobić i poszłam do "La glace", cukierni polecanej na stronie visitcopenhagen.


Jedno ciastko z jabłkami, a drugie z rabarbarem i musem cytrynowym. Dobre, ale nie wiem, czy warte swojej ceny.

Przedostaniego dnia poszliśmy na rybę do jednej z restauracji w Nyhavn.




Bardzo smaczne, smażone na karmelizowanym maśle, ale porcja nie powaliła (z boku były jeszcze młode ziemniaczki, ale tylko po kilka na głowę). Za dwa dania i dwa piwa zapłaciliśmy jakieś 60 euro.

Ech, teraz mi pozostało tylko chodzić na siłownię i wszystko pospalać :)





Monday, 7 July 2014

Nie tylko muzea!



Gdy tylko nabyłam kartę kopenhaską (nie mogę się jej nachwalić!), obudziła się we mnie dusza predatora - odwiedzić jak najwięcej miejsc! A było z czego wybierać!

W pierwszym dniu zdecydowałam się na rejs statkiem po otaczających Kopenhagę kanałach, żeby zobaczyć, co najważniejsze i ewentualnie dowiedzić piechotką.



Pani na łódce nawijała w trzech językach jednocześnie: po duńsku, angielsku i hiszpańsku. Szacun.

Innego dnia wybrałam się do browaru Carlsberg (założonego w 1847 roku w Kopenhadze). Znajduje się tam między innymi największa kolekcja piw na świecie.


Oryginalna syrenka została ufundowana przez syna założyciela browaru, Carla Jacobsena. Kopia widoczna na zdjęciu.
W cenie biletu zawarte są dwa napoje: piwa lub tzw. softy. Wzięłam sobie jedno piwo i wodę. Z moją słabą głową już o 11 byłam lekko pijana, a tu trzeba zwiedzać dalej...


Potem zwiedziłam dwie wieże, pałac i dwa muzea i zdążyłam wytrzeźwieć. Późnym popołudniem udałam się pod Kopenhagę do Kastrup, aby zobacz Den Blå Planet - ogromne duńskie akwarium.

To samica, bo ma duży brzuch.




Do Akwarium poszłam 23 czerwca, noc świętego Jana i pracownicy przygotowywali taras na wieczorną imprezę. Mi pozostało tylko pozazdrościć gościom.

Ogrody Tivoli to jedna z największych atrakcji Kopenhagi.


Za wstęp trzeba zapłacić (z kartą kopenhaską wejście za darmo), a jeśli chcemy skorzystać z kolejek górskich, karuzel etc. wyciągamy portfel po raz drugi. W Tivoli znajdziemy też wiele restauracji, ale ceny w nich były horrendalnie wysokie! Ogród sam w sobie jest jednak prześliczny.





Trafiliśmy na przedstawienie na podstawie baśni o dzielnym, ołowianym żołnierzyku Andersena.

Jak widać nawet muzeofob znajdzie w Kopenhadze coś dla siebie!