Wednesday, 7 January 2015

Czytajmy więcej! - postanowienie noworoczne



Wszyscy mają jakieś ambitne postanowienia noworoczne dotyczące najczęściej wyglądu zewnętrznego czy zdrowia (dieta, palenie, ćwiczenia), a może tak choć raz po prostu postarać by się więcej czytać? :) Ja spróbuję przynajmniej jedną książkę w tygodniu, a wynikami chętnie będę się dzielić na blogu.

"Wiesz co, wstyd, żebyś od października żadnej książki nie wrzuciła." - stwierdziła moja mama i ma całkowitą rację :) Tak więc wrzucam hurtem kilka książek, by odpokutować ten ciężki grzech jakim jest nieczytanie! W przerwie świątecznej zamiast uczyć się do egzaminów (które już za niecały tydzień) namiętnie czytałam, a grudniu też "wpadło" kilka pozycji.



"Eleonora Akwitańska, królowa Francji i Anglii " Douglas Boyd
 Naprawdę nie gustuję w pozycjach czysto historycznych, opartych na faktach, bez nawet najmniejszego dialogu, ale dla tej książki zrobiłam wyjątek (bo jedna z moich najlepszych francuskich koleżanek nazywa się Eleonora, a poza tym mieszkam w Bordeaux, więc warto wiedzieć więcej). I bardzo dobrze, czytało się ją świetnie (mimo że jest dość gruba, przynajmniej na Kindle'u), dowiedziałam się w końcu więcej o historii Anglii i Francji w XII wieku i co więcej świetnie obnaża realia życia w tamtych czasach, gdzie kobiety były jedynie pieczęcią więczącą umowy, a bezsensowne wyprawy krzyżowe pochłaniały więcej ofiar z powodu wszelakiego brudu i choróbstw niż samej walki. Warto poznać historię matki Ryszarda Lwie Serce i Jana bez Ziemi, babki królów Europy i jednej z najbogatszych kobiet swoich czasów. Nie dam oceny, bo to książka historyczna.


"Miłość jest jak toskański deser", Elisabetta Flumeri, Gabriella Giacometti
  Akurat dwa dni wcześniej przeczytałam Norę Roberts (tak, przyznaję się, ale to rodzaj intelektualnego jedzenia chipsów - w dużej ilości szkodzi, w małej sprawia przyjemność), więc miałam porównanie z "królową romansideł" i tak książka wypada naprawdę dobrze. Ostatnio często zwracam uwagę na język oryginału, bo tak sobie myślę, że to ma wpływ na odbiór książki po polsku, jakoś inaczej wyglądają książki angielskie, a inaczej francuskie... (a ta jest włoska, żeby nie było niedopowiedzeń!).
 Powiedziawszy to wszystko książkę polecam tym, którzy chcą niegłupiego romansu, lubią gotować (z tyłu jest nawet rozdział z przepisami, których używa główna bohaterka, podczas czytania często cieknie ślinka!), choć bardzo jestem zawiedziona końcówką, bo nie lubię, jak z pupy wzięte zrządzenie losu nagle rozwiązuje wszystkie problemy! Ale da się przeboleć. 12/20.


"Banksy. Nie ma jak w domu", Steve Wright
 Tę książkę znalazłam pod choinką, bo Mikołaj czyta mojego bloga i zobaczył, że pisałam o Banksym tutaj (swoją drogą ma pamięć ten Mikołaj!). Mówię o mym prezencie "książka", a nie "album", bo jednak jest sporo litego tekstu i nie składa się jedynie z obrazków. Odkryłam kilka nowych, fantastycznych prac, które mi pokazały, że powinnam jeszcze więcej przeczytać i zrobić kolejną notkę o anonimowym graficiarzu :) Oceny brak, bo to jednak nie takie typowe "czytadło"

"Pan Mercedes", Stephen King
 Nie lubię horrorów. Głównie filmów, ale pełne makabry książki też nie będą moim pierwszym wyborem (choć przeczytam!). Ale to nie horror. To bardzo dobra, trzymająca w napięciu, pełna syndromu "Jeszcze tylko jedna strona!" książka sensacyjna. Gruba, ale wciąga, bohaterowie są niepokojąco ludzcy (wiecie, czasem wkurza mnie, że zachowanie niektórych ludzi w książkach jest nierealistyczne), jestem zafascynowana! 16/20.

"Sześć lat później" Harlan Coben
  Jeśli ktoś szuka książki do autobusu/pociągu/innego środka lokomocji (tylko nie czytajcie, siedząc za kierownicą!). to wszystkie "Cobeny" się nadają. Kto zna Cobena, ten wie czego się spodziewać, kto nie zna, ten powinien poznać! Dużo akcji, sporo humoru (czasem czarnego) i ironii, zawiła intryga (czasem się zastanawiamy: "tego nie da się logicznie wytłumaczyć, no chyba, że interwencją UFO!", a autor pokazuje, że da się!), do przeczytania w jeden dzień! 14/20.

A teraz zostawiam Was i zmykam do Londynu! :)

Saturday, 3 January 2015

Everything is awesome! czyli wystawa klocków Lego na Stadionie Narodowym

Kogut z Lego to mój ulubiony "eksponat" z tej wystawy
Pewnie pierwszy noworoczny post powinien być pełen wspominek/postanowień, ale dział kultura domagał się dokarmienia (już niedługo nowe książki, kochany dzialiku, dużo ich przeczytałam w te ferie, byś miał co jeść!) i choć może wystawa Lego nie jest najambitniejszym wydarzeniem kulturalnym Warszawy, to patrząc z przymrużeniem oka wrzucam go tutaj ;) <= tu jest przymrużenie oka!
  Klocki Lego są fajne, w zeszłym roku (jak to dziwnie brzmi, gdy mówi się tak o 2014!) widziałam film "Przygoda Lego" (polecam, naprawdę nie tylko dla dzieci!) i mam do nich jeszcze większy sentyment. Gdy tylko będę miała dzieci i trochę szmalu, kupię im kilka zestawów i ciekawe, kto będzie miał większą uciechę... ;)

Narodowy na Narodowym


























Ulubiony eksponat nr 2. Ciekawe jak szybko lego-pierścień się gubi?
miasteczko a la średniowieczne. Dużo budynków, detali + smoki. J'adore!



Też słyszycie tę muzykę "tam tam tam...", jak tylko widzicie Vadera (nawet w wersji Lego!)? :)
Titanic w skali 1:25

Buka rlz!

Wednesday, 31 December 2014

Opole zimą



Na zakończenie roku proponuję tyci-tyci wycieczkę po moim rodzinnym "małym-wielkim" mieście przykrytym warstwą białego puchu, widoczki poetyckie, choć myśli me poetyckie nie były, gdy łaziłam po mrozie z aparatem.
 Szczęśliwego Nowego Roku!











Saturday, 27 December 2014

Napoleonka na krakersach


Na pytanie "No i co, jak tam święta?", odpowiadam "+2 kg do statystyk", powinnam jeszcze dodać +10 godzin słodkiego nieróbstwa do aktywności i +kilka do prezentów :)
Teraz szykujmy się na Nowy Rok, kończmy ciasta, jedzmy ostatnie 2014ste kalorie...
  Jeśli nie chce się Wam siedzieć w kuchni, a potrzebujecie na gwałtu rety ciasto na Sylwestra, napoleonka na krakersach to idealny przepis! Robiłam je ucząc się do egzaminów, także nie ma wymówki, że brak czasu!

Składniki:
 2 paczki krakersów (po ok.100g każda tak mi się zdaje)
 750 ml mleka tłustego
 3/4 szklanki cukru
ekstrakt z wanilii
4 jajka
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki mąki ziemniaczanej
łyżka masła

Dno formy wykładamy krakersami.

Do garnka wlewamy 500 ml mleka i zagotowujemy z cukrem i ekstraktem. Pozostałą część mleka dokładnie wymieszać z jajkami i mąkami. Gdy mleko się zagotuje (uwaga, by nie wykipiało!), zmniejszamy ogień, dodajemy mieszankę mączno-jajeczną i dokładnie i szybko mieszamy aż do zgęstnienia (NB: ja się pomyliłam i jajka dodałam bezpośrednio do mleka w garnku, jeszcze przed zagotowaniem, masa i tak się udała, ale trzeba bardziej mieszać pilnować, by się nie przypaliła). Zdejmujemy z ognia i dodajemy masło. Mieszamy, aż do kompletnego rozpuszczenia masła i jeszcze ciepłą masę wylewamy na krakersy w formie. Na wierzchu układamy pozostałem krakersy. Pozostawiamy w lodówce przez całą noc. Przed podaniem można oprószyć cukrem pudrem.


Wednesday, 24 December 2014

Tort czekoladowy z marcepanem




To moja propozycja na święta, wyszperana na stronie Cukiernii Lidla i wbrew pozorom bardzo szybka w przygotowaniu (jeśli mamy w domu wszystkie składniki, oczywiście). Może warto zaopatrzyć się w co niezbędne i upiec go na drugi dzień świąt, jeśli zabraknie słodkiego? (czy to w ogóle możliwe?!).
 Dużo rodzinnego ciepła, szczerych życzeń przy opłatku (nawet jeśli słyszymy tylko "Wszystkiego dobrego!"), chwilowego powiększenia żołądka i hojnego dzieciątka/aniołka czy co tam u Was przywozi prezenty pod choinkę!
 Wesołych świąt!
Ania

Składniki:
Biszkopt:
 6 jajek
100 g cukru
150 g ciemnej czekolady
120 g masła
120 g mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki powideł śliwkowych

Poncz:
cukier waniliowy
3/4 szklanki wody
4 łyżki cukru
4 łyżki rumu

Polewa:
150 g ciemnej czekolady
150 ml śmietanki 30%
dwie łyżki masła

250 g masy marcepanowej
300 g powideł śliwkowych




Przygotowujemy biszkopt. Rozpuszczamy masło z czekoladą (np. w mikrofali), mieszamy z powidłami i zostawiamy do wystudzenia. Jajka mieszamy z cukrem i ubijamy mikserem na puszystą pianę (u mnie chwilę to trwało). Dodajemy przestudzoną czekoladę, masło i powidła i delikatnie mieszamy.
Piekarnik nastawiamy na 180 stopni, a spód tortownicy wykładamy papierem do pieczenia. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i przesiewamy do miski z resztą składników. Bardzo delikatnie mieszamy, jedynie do połączenia. Masę przekładamy do tortownicy i pieczemy przez ok.40 minut (do suchego patyczka).

Biszkopt studzimy w uchylonym piekarniku (można raz sobie nim rzucić - gorącą blachę zrzucamy z ok. 50 cm na podstawiony koc - podobno dzięki temu uciekają pęcherzyki powietrza i biszkopt nie opada - metoda dla przesądnych :)), odwracamy do góry nogami, by wierzch był płaski i kroimy na dwa blaty.



Przygotowujemy poncz. Wodę gotujemy z cukrami (aż do rozpuszczenia), studzimy i dodajemy rum lub inny alkohol. Nasączamy dolny blat ponczem, wykładamy ok. 2/3 konfitury śliwkowej i dokładnie rozprowadzamy po cieście, kładziemy na to drugi blat, nasączamy go resztą ponczu, smarujemy pozostałymi powidłami. Masę marcepanową wałkujemy na cienki placek wielkości góry ciasta i kładziemy na wierzch.



Przygotowujemy polewę. Śmietankę podgrzewamy w garnku (nie gotujemy!), wrzucamy połamaną czekoladę i pozostawiamy przez kilka minut, po czym mieszamy aż do otrzymania gęstego sosu. Dodajemy masło i mieszamy do rozpuszczenia. Moja polewa z niewiadomych powodów się rozwarstwiła, ale zmiksowałam ją blenderem i znów była ładnie gładka :) Odstawiamy do przestudzenia i rozsmarowujemy po cieście, po czym wkładamy do lodówki (lub na balkon, gdy na zewnątrz zimno!), by polewa stwardniała.

Można udekorować cukrem pudrem (choć nie chcę wam gwarantować, czy będzie trzymać, czasem cukier wilgotnieje i znika, podzielę się spostrzeżeniami), ja wycięłam gwiazdkę w kartoniku i ją odbijałam jako dekorację :)

Jeszcze raz Wesołych!





Sunday, 21 December 2014

O życzliwości




Ciągle słyszymy, by "w świątecznej gonitwie nie zgubić ducha świąt", rok w rok media używają tego przemielonego tysiące razy stwierdzenia i przysięgam, że moje wewnętrzne poczucie słownej estetyki się buntuje. Poza tym uważam, że duch świąt jest wiecznie żywy i daleki od bycia zagubionym.
W piątek udało mi się bez opóźnień wrócić do kraju, ale takiego ładunku pozytywnej energii jak w tym dniu nie dostałam chyba nigdy. Dzień zaczął się cienko, bo moja walizka ważyła 30 kg i prawie spadłam przez nią ze schodów, a także zwaliłam skuter na chodniku i władowałam ją do błota. Ale potem było już tylko lepiej. Poznana w pociągu laska podzieliła się biletem do metra i pomogła znieść mój "skarb" ze schodów, a potem w paryskim metrze 4 inne osoby udzieliły mi pomocy, choć o nic nie prosiłam. Musiałam wyglądać naprawdę marnie, taszcząc ten wielgachny bagaż schodek po schodku (choć przyznam szczerze, że pakując się jeszcze w domu liczyłam na czyjąś bezinteresowną pomoc). Te akty dobroci naprawdę wprawiły mnie w dobry humor, choć od rana pękała mi głowa, a ja oczywiście nie wzięłam ze sobą żadnego panadolu. Czekając na autobus na lotnisko zagadała do mnie Hiszpanka, z którą miło trajkotałam przez dłuższy czas oczekiwania (niestety, ona też nie miała środków przeciwbólowych).
  Łeb mi naprawdę zaczął puchnąć już na lotnisku, próbowałam polować na Polaków lecących Wizzairem do Gdańska i wyżebrać od nich jakieś proszki, ale marnie mi to szło, Francuzi nie sprzedają leków poza apteką, więc w końcu zagadałam do siedzącego koło mnie faceta, który gdybym się uparła, mógłby wyglądać podejrzanie terrorystycznie. Z mojego pytania zrozumiał tylko "paracetamol", ale wyciągnął jakieś proszki i nawet poszedł dla mnie po szklankę wody. Nawet nie zastanawiałam się czy to nie kolumbijskie narkotyki tylko dziękowałam mu solennie, a gdy przeszedł mi ból głowy prawie rozpłakałam się ze szczęścia.
Zmierzam do tego, że świat pełen jest życzliwych ludzi, którzy nawet w przedświątecznej "pełnej gonitwy" atmosferze udzielą nam pomocy (choć może pod warunkiem, że wyglądamy mało, nieporadnie i jakby bardzo pękała nam głowa - tak jak ja). Humor i wiara w ludzi poprawiły mi się na pewno aż do Wigilii albo pierwszych wyprzedaży.
  I nawet gdy pierwsze na co natknęłam się w Polsce po przylocie to problemy, to optymistycznie pomyślałam "Nie ma to jak w domu." :)
 Miłych przygotowań! :)

Thursday, 18 December 2014

Cupcakes cynamonowo-jabłkowe z migdałami


Jakoś mało świątecznie u mnie na blogu, tak więc tutaj niewielki przepis w sam raz na Boże Narodzenie (bo migdały i dużo cynamonu). Zostało mi trochę ciasta z poprzedniego przepisu, wymieszałam go z migdałami w proszku i tak o to powstała migdałowa kruszonka! Nie jest niezbędna, zwłaszcza, że jej nie widać pod warstwą lukru. Beziki to też mała kropka na i, która została mi z nadmiaru bezy na cytrynowy stawik, spokojnie można je pominąć, to jabłka w karmelu grają tutaj pierwsze skrzypce! :)

Składniki:
Muffiny:
200 g jabłka pokrojonego w drobną kostkę
2 szklanki mąki
pół szklanki zmielonych migdałów
2/3 szklanki brązowego cukru
1 jajko i jedno żółtko (bo białko idzie do lukru)
łyżeczka sody oczyszczonej
łyżeczka proszku do pieczenia
pół szklanki oleju
szklanka mleka
dużo cynamonu (lub przyprawy do piernika)
ekstrakt waniliowy

Lukier:
białko
cukier puder

Jabłka w karmelu:
cukier
woda
jedno jabłko pokrojone w paski
przyprawa do piernika



Zrobić muffiny: mokre składniki wymieszać z mokrymi (czyli jajko/a, olej, mleko no i dla mnie jabłka są bardziej mokre niż suche, więc je też), suche (czyli resztę, mój ekstrakt waniliowy jest w proszku) z suchymi, wypełniać foremki tak gdzieś do 2/3 wysokości, ew. ułożyć na wierzchu kruszonkę, piec w 180 stopniach przez ok.15 min (aż się zrumienią).




Wystudzić. Przygotować lukier. Do białka dosypać cukru pudru i wymieszać. Lukier ma być bardzo gęsty, jeśli jest za rzadki to należy dodać więcej cukru.
Udekorować muffiny i zostawić do zastygnięcia.

Na patelnię wrzucić cukier i przyprawę do piernika/cynamon i dodać odrobinę wody. Pozwolić, by zaczął tworzyć się karmel, po czym wrzucić kawałki jabłek i zostawić je na chwilę, by ładnie się skarmelizowały po czym delikatnie odwrócić, by druga strona też załapała się na trochę słodyczy.
Zdjąć z patelni i ostygnięte jabłka układać na wierzchu muffinek.

Smacznego! :)