Wednesday 3 December 2014

Listopad w Bordeaux. Nawet nie tak deszczowy.

Listopad w Bordeaux był niesamowicie ciepły, jeszcze niecały tydzień temu chodziłam w podkoszulku i kurtce zimowej i czułam się jak w łaźni, ale przyszedł pierwszy grudnia i buuum! Temperatura spadła do zera. Magia świąt czy inna cholera? :)
  W listopadzie było kilka ciast, jedna wycieczka i dwa koty pod opieką.


Gaston to przemiły kot, który najpierw się chował pod szafkę i reagował paniką na każdy dźwięk, ale dzięki cierpliwemu głaskaniu mruczy teraz u mojego boku. Żaden pluszak nie ma tak świetnego futerka jak on :) Mam nadzieję, że jeszcze przed świętami uda mu się znaleźć rodzinę!



Wycieczka do St Emilion to jedyny moment w listopadzie, gdzie z własnej woli ruszyłam się poza Bordeaux. Cóż, lubię siedzieć w domu, ale już niedługo czekają mnie duuuuuże podróże, więc próbuję nasiedzieć się na zapas :)


To canelés, na blogu możecie już znaleźć dwa przepisy na te regionalne babeczki, zawsze zadziwia mnie jak to się dzieje, że jedna może kosztować aż 2 euro. To tylko mleko, jajka, cukier i mąka! I do tego domowe są o wiele lepsze!



I czy moje aż tak bardzo wyglądem odbiegają od oryginału? :)


Dyniowa historia, czyli co zrobić z półtora kg dyni epizod 2 (na pewno nie ostatni!).

Co roku obiecuję sobie, że w końcu zrobię zdjęcia złotym czubkom drzew i liściom z nich opadającym i jak co roku myślę "w kolejnym roku". Ale weź tu aparat i idź na ten deszcz...
Obiecuję za to, że w grudniu dokładnie obfotografuję dekoracje świąteczne w Bordeaux! :) Trzymajcie kciuki, żeby nie padało!


No comments:

Post a Comment