Wednesday 27 August 2014

O "krok" od Ameryki

 
 Jak dobrze znacie własną okolicę? Ja często mam wrażenie, że mieszkając w danym miejscu, zwiedzam mniej niż gdybym wybrała się tam np. na urlop. Weekendy lecą na siedzeniu w domu i mówieniu "no, może kiedyś tam pojadę...". Takiemu podejściu mówię od teraz basta! Nie odkładamy nic na później! :)

W tle Dune du Pyla, o której pisałam dwa tygodnie temu :)
  W ten weekend wybraliśmy się na czubek Cap-Ferret, półwyspu, z którego można podziwiać Ocean Atlantycki i liczyć sobie, ile czasu zajęłoby dopłynięcie do Ameryki. Mimo weekendu, ludzi było jak na lekarstwo, ale chyba grube z nas ryby, bo po godzinie od rozłożenia kocyka, otaczało nas trzech wędkarzy :)
  Temperaturą woda nie zachęcała do kąpieli, ale come on, jesteśmy Polakami i kąpaliśmy się w Bałtyku, nic nam już nie jest straszne. Dużo ludzi biegało też po plaży, ale mi po 5 minutach znudziło się ciągłe grząźniecie w piasku i po prostu położyłam się na kocu, by plecki ładnie się zaczerwieniły (lato bez jednego poparzenia słonecznego to nie lato).


Miłośnicy natury, spokoju i jazdy autobusem przez prawie 3 godziny w jedną stronę będą zachwyceni. Ci którzy lubią zgiełk jak na Krupówkach (jaki jest odpowiednik Krupówek nad morzem?) i tanią, smażoną rybę nie powinni się wybierać na Cap Ferret, za biedną pizzę zapłaciliśmy bodajże z 15 euro.

Przy robieniu zdjęcia pomyślałam, że blogerki modowe miałyby tutaj używanie :)

Plaże bardzo przypominały mi te w Hamptons, gdzie udało mi się poskakać przez fale pomiędzy dniami w pracy. Było tam cudownie i do tej pory żyłam w przekonaniu, że trzeba wydać grubą kasę i lecieć za ocean, by móc tak wypocząć. Na szczęście w Europie też mamy super miejsca, takie jak właśnie Cap Ferret! Gdyby tylko podróż autobusem nie zajmowała tyle czasu... ;) Serdecznie polecam na wakacje!

No comments:

Post a Comment