Tuesday 1 July 2014

Sztuka współczesna (w Danii)


Nie, to nie bałagan w moim pokoju, to sztuka współczesna.

Pierwszy raz na poważnie ze sztuką współczesną spotkałam się w Paryżu półtora roku temu, gdy miałam okazję z przewodnikiem zwiedzać Palais de Tokyo. Pani oprowadzająca traktowała eksponaty bardzo serio, my o wiele mniej, mimo wszystko cierpliwie odpowiadała na pytania takie jak: "Czy ta drabina coś przedstawia?", choć akurat trwał remont jednej z sal. Największe wrażenie zrobiło wtedy na mnie to:


zdjęcie ze strony: http://obsession.nouvelobs.com/

Dzieło Fabrice Hyber nazywa się "Metr sześcienny piękna" i jest po prostu metrem sześciennym szminki od Yves Saint Laurent (na marginesie podarowanej przez firmę w prezencie). Mój kochający liczyć umysł od razu ruszył do pracy, próbując oszacować pi razy drzwi wartość dzieła, ale szybko się poddał.
Ktoś może zapytać: i po co to? Nie mam pojęcia. Ale podoba mi się!
Wielu narzeka, że "to głupie", "każdy mógłby coś takiego zrobić","nic nie wnosi". Mnie osobiście sztuka współczesna najczęściej bawi i kosztuje trochę intelektualnego wysiłku, choć koncentruje się on głównie na wyobrażaniu sobie, co takiego pił lub brał autor, gdy tworzył swoje dzieło.

Nie jestem żadną ekspertką, ale gdy tylko jest okazja, oglądam wystawę sztuki współczesnej. Zawsze to coś innego niż portrety czy pejzaże. W Kopenhadze i okolicach wystaw nie brakowało, ale mi udało się zobaczyć tylko garść.

Pierwszego dnia wstąpiłam do Kunsthal Charlottenborg:


W zbiór dzieł wchodziły obrazy, rzeźby, ekspozycje (bo nie wiem jak nazwać to coś ze zdjęcia na początku postu), a także klipy wideo. Zatrzymałam się na chwilę przy filmie, na którym otwierano i zamykano szuflady z martwymi kaczkami, pokręciłam głową i poszłam dalej.

Podobał mi się kolor tej sali!
Konstrukcja z dozowników na lekarstwa. Można było wejść do środka i posłuchać czytanych monotonnym głosem historii pacjentów, w których wmuszano leki w szpitalu. Trochę straszne.


Coś jakby remont.
Kolejnego dnia odkryłam, że Państwowe Muzeum Sztuki (Statens Museum for Kunst, wejście za darmo swoją drogą) posiada także liczną kolekcję sztuki współczesnej.

Prasa najwyższych lotów.

Niestety, nie zrobiłam zdjęcia "eksponatu", który zrobił na mnie największe wrażenie: była to mała sala, wystylizowana na szpitalną, przed wejściem proszono o zachowanie ciszy, w środku porozstawiane były łóżka, a w pościeli leżały bardzo ludzko wyglądające lalki. Część przedzielał parawanik i oczekując jakiegoś wielkiego BUM, zrobiłam dwa niepewne kroki i zajrzałam za niego. Także lalka w łóżku. W tej sali było coś niepokojącego. To właśnie wtedy pomyślałam, że sztuka współczesna wzbudza we mnie większe emocje niż Rembrandt.

A to już zdjęcia z Louisiana Gallery of Modern Art w Humlebæk.




Bez bicia przyznaję, że przyszłam tam, aby zaspokoić głód fizyczny, a nie kulturowy, bo mieli bardzo ciekawe menu w ich restauracji.


Galeria sama w sobie była pięknie usytuowana, to był kolejny pretekst, by ją odwiedzić. Po tej wizycie wszystkie moje zmysły były dopieszczone :)

Ostatnim miejscem związanym ze sztuką współczesną było Muzeum (uwaga, niespodzianka!) Sztuki Współczesnej w Roskilde. Małe i miałam wrażenie, że przez remont 3/4 sal było zamknięte.


Jeden z eksponatów. Upewniłam się.


 To był pokój do tworzenia muzyki za pomocą butelek, ale niestety nie umiałam go obsłużyć :(

A Wy co sądzicie o sztuce współczesnej?




No comments:

Post a Comment